"BÓG ZAWSZE ODPOWIADA"

Co jakiś czas w naszym kościele Mszę świętą sprawuje o. Józef Witko, franciszkanin. Udało się nam z nim dłuższą chwilę porozmawiać.


Drogi Ojcze, w jednym z wywiadów mówił Ojciec o tym, że potwierdzeniem Bożego powołania, które Ojciec odczytał, było uzdrowienie dziecka z wadą serca. Jakie jeszcze potwierdzenia czy cuda Ojciec otrzymał?

O. Józef Witko OFM: Ja bym tego tak nie nazwał. W posługę kapłańską jest wpisana posługa uzdrawiania i uwalniania. Kiedy kapłan posługuje z wiarą, to Pan Bóg zawsze odpowiada znakami, przez uzdrowienia i uwolnienia i liczne błogosławieństwa. Bóg zawsze odpowiada na modlitwę tego, który ma wiarę. W wyżej wspomnianym przypadku rzeczywiście doszło do uzdrowienia, co bardzo mnie umocniło i wpłynęło na kontynuowanie tej posługi. Ale nie czynię tego tylko dla samych znaków. Czynię to dla tych, których Bóg stawia na mojej drodze, a którzy często są poranieni, utrudzeni i potrzebują wsparcia również modlitewnego. Posługa uzdrawiania jest tak naprawdę posługą miłości i tak trzeba by było ją nazywać. W czasie tej posługi miłości Bóg błogosławi przez uzdrowienia, uwolnienia, daje radość, pokój serca oraz siły do dźwigania codziennego krzyża. Jedna z uzdrowionych osób, pani Janina, która została uzdrowiona z raka w 2003 roku podczas Mszy świętej w Jarosławiu, po uzdrowieniu zmieniła całe swoje życie i stała się świadectwem dla innych. Uzdrowienie przyczyniło się do życia w większej gorliwości. Inna z osób miała problem ze stawami biodrowymi. Przez 20 lat poruszała się o kulach. Kiedy została uzdrowiona, wszyscy ją pytali jak to się stało, że teraz chodzi bez kul. Ona zaś odpowiadała: „To Jezus mnie uzdrowił”. Jej świadectwo było tak mocne, że z miejscowości, z której pochodzi i z okolic na następną Mszę świętą do Jarosławia przyjechało 10 autokarów ludzi. Takich świadectw jest bardzo dużo. Staram się je publikować w wydawanych książkach jako znak Bożej miłości do chorego człowieka.

Na jakie trudności natrafia Ojciec podczas swojej działalności ewangelizacyjnej?

O. Józef: Pan Bóg w tej posłudze obficie mi błogosławi. Zatem nie mam jakiś szczególnie wielkich trudności. A nawet jeżeli jakieś się pojawiają, to wówczas staram się je zawierzać Jezusowi. Wszystko ma swój cel i sens. Dlatego ufam mojemu Panu. A wszelkie trudności, czy ludzkie złośliwe uwagi, pomówienia, czy też przekręcanie moich wypowiedzi staram się ofiarowywać Jezusowi.

Czy Ojciec nigdy się nie męczy przy takiej aktywności – ciągle w drodze?

O. Józef: Zmęczenie wpisuje się w ludzką kondycję i na pewno ono się pojawia. Zwłaszcza, kiedy trzeba w samochodzie spędzać większość dnia. Ale Pan zawsze daje łaskę. Siły się odnawiają, zwłaszcza po modlitwie. Kiedy sprawuję Msze święte, to wówczas Pan nie tylko odnawia moje siły duchowe, ale i fizyczne. Dzięki tej posłudze ja sam zyskuję bardzo wiele. Wspólna modlitwa z wieloma osobami pełnymi wiary, miłości i życzliwości bardzo ubogaca.

Gdzie najchętniej lubi Ojciec posługiwać?

O. Józef: Wszędzie tam, gdzie są otwarte serca. Jeżeli serca są otwarte, to wówczas posługa w takim miejscu jest bardzo budująca. Widzę wówczas wiarę uczestników spotkania, która mnie bardzo buduje i napełnia radością. Dlatego zawsze jadę z radością na takie spotkania.

Jak ocenia Ojciec potrzebę prowadzenia takich Mszy świętych z modlitwą o uzdrowienie, spotkań, rekolekcji?

O. Józef: Kiedy odprawiam Msze święte w intencji uzdrowienia, widzę, że przychodzi bardzo wielu ludzi. Ci ludzie często mają ciężkie życie. Oni nie tylko potrzebują modlitwy wstawienniczej, ale potrzebują kogoś, kto będzie się za nich wstawiał, kto da im pewność, że Bóg wysłuchuje ich modlitwy. Ludzie pragnął usłyszeć że Bóg jest z nimi, że ich nie opuści ani nie porzuci. Nie zawsze jest tak, że człowiek zostanie uzdrowiony. O wiele częściej Pan Bóg bierze człowieka za rękę i przeprowadza go przez choroby, problemy i trudne sytuacje. Kościół uczy nas, że nasze cierpienie ma również wartość odkupieńczą. Bóg włącza cierpienie człowieka w cierpienie swojego Syna, Jezusa, i to nasze cierpienie wpisuje się w zbawcze dzieło Jezusa. Dlatego wiele osób potrzebuje, aby im o tym przypomnieć. Potrzebują, aby uświadomić im, że Bóg jest z nimi, nawet jeśli nie zostają uzdrowieni, a także, że Bóg z tego bólu i cierpienia wyprowadzi dla nich i ich bliskich jeszcze większe dobro.

Wydał Ojciec wiele książek. Kiedy znajduje Ojciec czas na ich pisanie?

O. Józef: Książki, które zostały wydane, są owocem rekolekcji jakie głoszę. Uczestnicy rekolekcji często prosili, aby teksty konferencji zostały wydane, by było można do nich wracać. I tak też się stało. Przygotowane konferencje, po dokonanych poprawkach, ukazują się w formie książki.

Skąd się wzięła inicjatywa „Duchowego szpitala”? Dla kogo i jak można pomóc w jego rozwoju?

O. Józef: W Pińczowie mamy klasztor, który w latach 50-tych został nam zabrany. Tylko jedno skrzydło było dla zakonników, a trzy skrzydła władze komunistyczne przeznaczyły na szpital i tak było do lat 90-tych. Wtedy oddano nam zabraną część klasztoru. Ponieważ dzisiaj nie ma już tylu zakonników jak kiedyś, zrodziła się inicjatywa, aby tę część, gdzie był szpital przeznaczyć nie tylko na dom rekolekcyjny, ale również na tzw. „Duchowy szpital”. Zatem tam gdzie leczono ciała, dziś chcemy leczyć dusze. „Duchowy szpital” jest połączony również z Sanktuarium Matki Bożej Mirowskiej. W tym miejscu każdy, kto jest w potrzebie, może uzyskać pomoc duchową. Można przyjechać na szczególne rekolekcje – w gronie nie większym jak dwadzieścia parę osób. W tygodniu można skorzystać z propozycji indywidualnych rekolekcji bądź dnia skupienia. Osoby, które przyjeżdżają do „Duchowego szpitala”, nie tylko na rekolekcje, czują ducha modlitwy, napełniają serca pokojem, umacniają się w wierze, a kiedy wracają do domu łatwiej jest im podjąć codzienne obowiązki. Środki pozyskane ze sprzedaży książek, kwartalnika „Wypłyń na głębię”, czy ziół przeznaczamy na „Duchowy szpital”, który wciąż jest remontowany.

Jakie jest Ojca stanowisko w sprawie prześladowanych chrześcijan w Syrii?

O. Józef: Słowa Jezusa ,,jeżeli mnie prześladowali, to i was prześladować będą” wciąż są aktualne. Dotyczą one wszystkich wierzących. Również i nas. Ale w dzisiejszym świecie, tam gdzie są mniejszości chrześcijańskie, widać to w sposób szczególny. Wszyscy chrześcijanie mają obowiązek prześladowanych chrześcijan wspierać nie tylko modlitwą, ale też użyć wszelkich dostępnych narzędzi, aby przyjść im z pomocą. Dziś mniejszości chrześcijańskie są dla nas znakiem, a nawet wzorem do naśladowania, aby walczyć ze złem, z grzechem, nawet za cenę przelania krwi i śmierci. Środowiska antychrześcijańskie dążą do zniszczenia chrześcijaństwa. Stąd walka jaką podejmują chrześcijanie prześladowani, z jednej strony uświadamia nam, że wciąż trwa wojna o wiarę, o Chrystusa, a z drugiej strony, że i my nie powinniśmy być bierni. Musimy ich wspierać na wszelki możliwy sposób. Szczególnie przez modlitwę. Ona ma wielką moc przeciwko naszym wrogom. Pamiętajmy, że za złymi ludźmi stoją też demony. Tam gdzie jest chrześcijaństwo i nie ma prześladowań, zapomina się o tej walce. Wszystko wydaje się być normalne. Tymczasem zło nie śpi. Chrześcijanie powinni być tego świadomi. I o tym przypominają nam ci, którzy podejmują jawną walkę. Popatrzmy choćby na powstanie Cristero ukazane w filmie „Cristiada”. To jest niezwykłe, że ci ludzie podjęli tak wielką walkę z siłami zła. To jest dla nas wzór do naśladowania. Musimy walczyć nawet wówczas, jeśli trzeba oddać życie, bo tylko wtedy obronimy się. Jeśli nie będziemy walczyć, to zło zwycięży. Ktoś kiedyś powiedział, że do zwycięstwa zła wystarczy, jeżeli ludzie dobrzy nie będą nic robić.

Co Ojciec może powiedzieć o zagrożeniach związanych z zabawą w Halloween?

O. Józef: Zabawa w Halloween jest bardzo niebezpieczna, ponieważ jest ona związana ze świętem ku czci Szatana. Jak mówią egzorcyści, zwłaszcza z krajów zachodnich, najwięcej opętanych dzieci jest podczas tego szatańskiego święta. Św. Augustyn powiedział, że złe duchy są przyciągane przez znaki, które im odpowiadają. Dlatego pewne znaki, symbole, rytuały stosowane przez satanistów, również podczas tego święta, są bardzo niebezpieczne. Nawet wówczas, jeśli traktuje się je tylko jako zabawę. Ludzie wierzący w Jezusa powinni za wszelka cenę chronić swoje dzieci przed takimi niebezpiecznymi zabawami. Inaczej bowiem będą później z tego powodu bardzo cierpieć.

Dziękuję za rozmowę.
 

Rozmawiała
Ewa Gawor

 

do góry